sobota, 18 kwietnia 2015

TYLKO DLA KOBIET

O matko, oczywiście (znów) zapomniałam o tym blogu i powracam do niego w momencie kiedy mam doła. Jestem typową blogową córą marnotrawną. W ciągu ostatniego roku, jak to w życiu bywa jak mija ci kolejny rok, wydarzyło się sporo, dlatego nie będę opisywać każdego miesiąca z osobna, ale przejdę od razu do rzeczy: DLACZEGO JA? Nie wiem co w życiu zrobiłam nie tak, ale za każdym razem jak odnoszę sukces na polu edukacyjnym, coś musi się spieprzyć w moich relacjach damsko- męskich, a jakże! Co by to było, gdyby coś kurde choć raz mi się udało? Gdybym przestała tkwić w śmierdzącej firendzone (słowo szatana) i choć raz, tak bez oszukiwania samej siebie, była po prostu z drugą osobą szczęśliwa? Zdaję sobie sprawę z tego, że jeśli słyszę od drugiej osoby, że lepiej będzie, jeśli zostaniemy przyjaciółmi, to znaczy, że rzeczywiście tak będzie lepiej, ale, no ja yebe, no nie mogę no. Nie jestem też jedną z tych osób, która ma gdzieś potrzeby drugiej osoby i bardzo przeszkadzałoby mi nieszczęście tej drugiej osoby, ale czy coś może mi w końcu wyjść? Najgorsze w tym wszystkim jest to, że mam (momentami przeklęty, na ogół fantastyczny) dar odczytywania ludzkich emocji, zgadywania co autor (lub zwykły śmiertelnik) miał na myśli, także nic się przede mną nie ukrywa i od razu widzę, jak ktoś czuje, że coś jest nie tak, że może LEPIEJ ZOSTAĆ PRZYJACIÓŁMI. Piszę tak, bo (jak już się domyśliliście) w ten sposób zostałam potraktowana + przez dłuższy czas oszukiwałam samą siebie, za co sama sobie daję mentalne baty i mam ochotę już przestać, ale ten cały szit powraca do mnie cyklicznie jak bumerang, obija mi się o twarz, znika na kilka chwil, dłuższych lub krótszych, by powrócić kolejnym razem, i kolejny raz mała Lola w mojej głowie dostaje bata w tyłek. "Boże, czy ty to widzisz?!" ~ ten cytat po prostu musiał się tu znaleźć.
A ja jestem ofermą, ale moment, moment, właśnie odbieram informację ze studia w czaszce, że w cale nie jestem AŻ TAKĄ ofermą. Po prostu coś mi nie wychodzi, tylko nie umiem znaleźć tej przyczyny... Czy to ze mną jest coś nie tak, czy po prostu trafiam na niewłaściwych facetów? Chyba większość moich wpisów na tym bogu jest o mężczyznach, ale wychodzę z założenia, że jeżeli tylko oni są powodem problemów w moich życiu, to i tak jestem szczęściarą ;) Piszę bez ładu i składu i w skrajnych emocjach zmieniających się z sekundy na sekundę, ale, o matulo kochana, właśnie się do tego przyznaję, mam złamane serce. Tak. Złamane, kurde, Majli Sajrus wjechała na moje mięsiste serduszko wrecking ballem, potem jeszcze przejechał buldożer, napadło stado dzikich kun, a na koniec żerujące nade mną od dłuższego czasu sępy zjadły resztki zastawek i prawej komory. Teraz pozostaje mi tylko pogodzenie się z tym faktem poprzez zjedzenie czekoladek i posiadanie w dupie faktu, że na czole pojawią mi się nowe miny i ostentacyjne unikanie frajera- niech wie, co starcił, a jak już się dowie, niech żałuje, niech żre praliny i niech się roztyje jak masara, masą tak olbrzymią, że nigdy, przenigdy nie przerobi jej na rzeźbę.... A moje sępy będą nad nim krążyć i spluwać mu prosto w fałdki resztkami mojej starej prawej komory, podczas gdy moja nowa prawa komora zostanie odbudowana na fundamentach tego, że jestem silną i niezależną kobietą! Tak jest! Iiiiiiiha!


P.S
Wyżycie się poprzez pisanie to jedno, ale uświadomienie sobie tego jak cierpi królowa od razu poprawia humor, buahahaha!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz