środa, 30 kwietnia 2014

Przedstawiam Wam Błęda- mojego najlepszego nauczyciela.

Może zacznę od Wielkanocy. Pojechałam z rodzicami do rodziny nad morze i było supcio, supcio, supcio. Niby jest to taka dalsza rodzina (siostra mojej babci ze storny taty ma córkę i tam mieszka ona i jej troje dzieci z rodzinami), ale mam z nimi tak świetny kontakt! Czasami się zastanawiam, czy nie jest on przypadkiem lepszy niż ten z własnym rodzeństwem... Tak czy siak naszła mnie pewna myśl... Dziwna myśl... Tak jak od kilku już lat moim marzeniem jest mieszkanie w Nowym Jorku, tak nagle lekko mi się to odmieniło. Właściwie w tym momencie, który zaraz opiszę, nie poznałam samej siebie. Otóż zastanawiałam się jakby to było mieszkać sobie prawie nad morzem, być blisko tej rodziny i w ogóle być w Polsce, bez Grześka (dla niewtajemniczonych- to mój brat), czy miałabym wtedy poczucie takich porzuconych marzeń i niewykorzystanych szans? Doszłam do wniosku, że sprawdzę sobie czy gdzieś blisko Łeby jest szpital z oddziałem chirurgii dziecięcej iii...... Elegancko wyszło, że w Słupsku jest nowiutki, otworzony w 2011, szpital, a Słupsk jest blisko Gdańska, a w Gdańsku chce mieszkać M! Co więcej, weszłam sobie jeszcze na stronę tego szpitala (http://www.szpital.slupsk.pl/) i przeczytałam, iż szpital poszukuje specjalisty chirurga dziecięcego, albo osobę chcącą robić specjalizację... Czyżby to był jakiś znak? :D 
Oprócz tego, że cieszę się, żę znalazłam taką drugą opcję, to czuję się też lekko zawiedziona, bo miałam miliard planów związanych z Nowym Jorkiem... Doszłam więc do wniosku, żeby nie wybiegać aż tak w przyszłość. Warto mieć jakiś szkielet, ale nie przesadzać. W końcu człowiek uczy się na błędach :) Oprócz tych spraw, to z takich przemyśleń zbytnio nic mi się nie nasuwa do głowy...

Jako, że jestem zapaloną kinomanką, pomyślałam sobie, że pod każdym wpisem będę zamieszczać recenzję Jakiegoś filmu. Przyznam, że natchęłna mnie do tego Eritka. Dziękuję Ci Eritko.

"Atonement"- "Pokuta" na podstawie książki o tym samym tytule autorstwa Iana McEwana.

Gorące, angielskie lato 1935 roku... Młodziutka pisarka Briony Tallis (w tej roli niesamowita Saoirse Ronan nominowana za tę rolę do Oscara w wieku zaledwie 13 lat) podkochuje się w synu służącej rodziny Tallisów- Robbiem. Ten jednak żywi gorące uczucie do jej starszej siostry Briony- Cecili. Pewnego popołudnia, pod wpływem niecodziennego zdarzenia, Robbie pisze do Cecili obsceniczny list, myli koperty i przekazuje go Briony, która zaciekawiona sytuacją, czyta go. Starsza siostra dowiedziawszy się o wszystkim, wyznaje Robbiemu, co tak na prawdę do niego czuje. Dochodzi między nimi do zbliżenia, a wszystko to widzi Briony, której zła interpretacja sceny będzie miała nieodwracalny wpływ na wszystkich bohaterów.

Film przede wszystkim zmusza do myślenia, a to w fimach lubię najbardziej. Nie tylko jest to miłosna historia  dwójki ludzi w latach '30 i '40, ale przede wszystkim historia o sztuce i bardzo trudnej umiejętności przyznania się do prawdy, przynania, że się zawiniło. Tytuł "Pokuta" idealnie pasuje do fabuły tego filmu.
Film zdobył 56 nominacji, w tym 11 nagród, np: Oscar za najlepszą muzykę oryginalną, Złoty Glob za najleszy dramat i najleszą muzykę.
Zwiastun:
https://www.youtube.com/watch?v=CfXhoYOCyXY

Piosenka, a raczej melodia na dziś:
Claude Debussy- Clair de lune

środa, 9 kwietnia 2014

"Nikt nie wie jak mi jest chujowo"

PRZED CZYTANIEM PROSZĘ SOBIE OTWORZYĆ LINK PONIŻEJ
O kurde, kurde, kurde... Jak ja siebie nienawidzę w takich momentach, gdy lenistwo totalnie nade mną dominuje. Wszystko się we mnie gotuje. Mam ochotę porobić coś konstruktywnego, ale nic mi się nie chce... Konkurs z chemii? POTEM Porządek w pokoju? POTEM Jazda na rowerze? POTEM POTEM POTEM. Najgorsze jest to, że mam rekolekcje, na które nie chodzę (magia etyki) i mam starsznie dużo wolnego czasu. Już tak dawno nie czułam tej satysfakcji z zrobienia czegoś na prawdę porządnie. Przez ostatnie dwa lata czułam ją niemal codziennie; nauka, konkursy, przyjaciele.... Teraz bazuję głównie na tym, co zrobiłam w gimnazjum i nie mam ochoty zrobić nic nowego. Nic ponad, oprócz tego, co ode mnie oczekują. Okropne uczucie. Jestem na siebie taka zła. Mam nadzieję, że jak skończę pisać, to w końcu porobię coś z chemii, bo mam konkurs za niedługo. Tak bardzo bym znów chciała poczuć to szczęście, zadowolenie i satysfakcję z efektów mojej nauki. Póki co czuję się zerem.
Nie mogę też zapomnieć o relacjach z (prawie byłymi) przyjaciółmi. Głównie z jednym. Z Kotletem. Ta nazwa pewnie psuje cała dramaturgię, no ale cóż... bywa. Wracając do sedna, kiedyś mogłam mu powiedzieć prawie wszystko, trzymaliśmy się w paczce razem z dziewczynami, było śmiesznie, miło i w ogóle, a teraz co? KUPSKO. Nie ma Adonisa, który miałby nad nim konstruktywną władzę, więc nasz Kotlet prosto z McDonald'a dla każdego: bogatego i biednego, idioty i mądrali, zmienił się w Kotleta z najbardziej snobistycznej restauracji u goroli w stolycy. Jak on mnie wkurza! Niby to, co robi (takie zachowanie kutafona- Iphonik, Instagramik i życie życiem innych ludzi) to tylko kpina z tego wszystkiego i sarkazm, a tak naprawdę on tym na serio żyje i bierze to wszystko totalnie na poważnie... Najbardziej żenujące jest to, że zaprzecza i znów powtarza, że to taka kpinka, hihi.
Z pozytywnych wiadomości, to taka, że mam plan iść coś porobić, ale nie wiem kiedy on wejdzie w życie. Więc nie jest to pozytywna informacja.
KONIEC

Piosenka na dzisiejszy humor:
Translola - Smutku mój (nikt nie wie jak mi jest chujowo)

P.S.
Nie bez powodu zespół nazywa się TransLOLA :-D