wtorek, 25 marca 2014

Let's take a day off...

Ostatnimi czasy mam tak dość szkoły, a właściwie niektórych osób w klasie, że dziś postanowiłam sobie zrobić wolne. Kochani rodzice myślą, że zaczynam później i kończę wcześniej, także teraz "jestem na hiszpańskim". Czuję lekkie wyrzuty sumienia, ale nie będę się usprawiedliwiać. Po prostu mam dość pozerskiego zachowania niektórych osób. W szkole mi idzie dobrze, nawet bardzo dobrze. Chyba zaczynam lubić matematykę, co jest naprawdę dziwne. Z radośniejszych informacji, to taka, że z piątku na sobotę byłam na noc u Kikuta. Było wspaniale! Była też E i Psora, która niestety nie została na noc, bo ma nawał nauki do normalnej szkoły i plastycznej. Tak czy inaczej w końcu mogłam się poczuć w 100% sobą- bez udawania jakichkolwiek emocji, mówienia tego, czego ode mnie oczekują, bez udawania. Z E mam tak na codzień, ale jednak razem w paczce te pozytywne emocje są dużo mocniejsze. Kocham je jak siostry- cieszę się, że mam takie przyjaciółki. Jeśli chodzi o N, to też mam z nią tyle superowych wspomnień, ale niestety ona ma już nowych znajomych- no cóż... Widocznie tak miało być. Jeśli chodzi o P... Nadal mam z nią kontakt, ale mam takie uczucie, że coś jest nie tak...Zawsze kiedy miałam dość Psory, Kikuta, E czy N, to była P. To znaczy, zawsze trzymałyśmy się w szóstkę, ale czasami dochodziło do pewnych rozłamów ;).  P zawsze trochę z boku, ze swoim zdaniem, bardzo asertywna, czasami aż za bardzo, ale właśnie to w niej jest idealne. Jak byłyśmy w tym roku we Francji, Ja, Kikut, Psora i E... Och, miałam ich tak dość! Włóczyłam się sama po uliczkach Nicei, Cannes czy gdziekolwiek gdzie pojechałyśmy na wycieczkę i tak barkowało mi P! Wiedziałam, że wtedy byłaby ze mną, bo między innymi tak jak ja, nie lubi sobie robić zdjęć na tle.... Tak, właściwie wszystkiego. Teraz mieszka trochę dalej, ze względu na szkołę muzyczną i nasze kontakty uległy pewnemu rozluźnieniu. Piszemy ze sobą dość często, ale to nie to samo co rozmowa twarzą w twarz. Mam tylko nadzieję, że ta nasza przyjaźń przetrwa jeszcze trochę... Tak jakoś do osiemdziesiątki ;).
W gimnazjum byłyśmy przyjaciółkami idealnymi- cała nasza szóśtka. Tak jakoś dopiero od drugiej klasy, bo w pierszej to między innymi to ja byłam tą, która poszukiwała czegoś innego. W skrócie- byłam frajerką. Tyle wspomnień, akcji, czasami strasznie głupich, ale za to jakich śmiesznych! Przeżywanie wzlotów i upadków każdej z nas, możliwość powiedzenia sobie wszystkiego; począwszy od kłótni rodziców skończywszy na tym, że właśnie któraś z nas idzie do kibla na dłóższe posiedzenie- dosłownie. I tyle planów na przyszłość! Jak będą wyglądać nasze wieczory panieńskie, śluby, czas na studiach, nasi chłopacy... Zawsze to wszystko wyolbrzymione, ale za to (znów) jakie śmieszne! Nigdy przedtem bym sobie nie pomyślała, że można z kimś być tak blisko. Powiedzieć dosłownie o wszystkim, zawsze być w stanie pomóc. Moje kontakty ani z mamą ani z siostrą nigdy nie były, i już na pewno nie będą, tak bliskie jak były i są teraz, przynajmniej z częścią naszej paczki. Starsznie się cieszę, że je mam: Psorę, E, Kikuta i P. Nie wiem co bym bez nich zrobiła. Dosłownie. Teraz gdy jest nas piątka, mam tylko takie małe marzenie jak w przypadku P. Niech nasza przyjaźń przetrwa do osiemdziesiątki. Gdziekolwiek byśmy były, z kimkolwiek, z jakąkolwiek pracą- pamiętajmy o sobie, o tych wszystkich sytuacjach. Taka przyjaźń jest jak narazie w pierwszej trójce najważniejszych spraw w moim życiu- oby tam pozostała :). 

Adios! 

Na dzisiejszy humor

P.S.
Niestety coś mi się pokickało w ustawieniach czy gdzieś, sama nie wiem gdzie, ale musiałam usunąć post o wolontariacie.
Kurde, ale jestem zła.... -.-